Skuszeni opowieściami o cudowności tego miasta udaliśmy się tam ze sporymi oczekiwaniami, którym San Diego nie do końca sprostało. Jednak pod kątem jedzenia, nie byliśmy w Stanach w lepszym miejscu. To prawdziwa kolebka kuchni w Ameryce, co z pewnością zawdzięczają bliskości granicy z Meksykiem oraz imigrantom z Włoch. Piękne widoki, cudowne jedzenie, ale samo miasto i plaże nie zrobiły na nas wielkiego wrażenia. To ciągle jedno z piękniejszych miejsc, w którym byliśmy w USA, ale do podium nie ma podjazdu.

Zacznijmy od minusów, by szybko mieć je z głowy. San Diego cierpi na lekką manię wielkości. Ich Balboa Park porównywany jest do nowojorskiego Central Parku, co wydaje się być głupim żartem. Ich plaże takie jak Coronado czy Mission są naprawdę fajne, ale kiedy słyszymy, że to najpiękniejsze plaże w USA, zaczynamy się zastanawiać czy ludzie widzieli Santa Monicę, Venice Beach, czy przede wszystkim South Beach w Miami. Nasze trzy dni w San Diego były bardzo udane i po tej wizycie musieliśmy zapinać pasek od spodni na inną dziurkę. Miasto to jest jednak na wskroś europejskie, dlatego nazywanie go najlepszym w Stanach wydaje nam się nietrafione. Warto jednak je zobaczyć!
Eat, jeść, comer, mangiare!
Amerykańskie jedzenie jest gówniane! Uff, w końcu to powiedzieliśmy. Mówimy oczywiście o jedzeniu tanim, takim dla turystów. Czasem jest smaczne, czasem nie, ale zawsze jest tłuste, niezdrowe i tuż po konsumpcji możecie poczuć się różnie. Amerykanie nie mają swojej kultury kulinarnej, dlatego naprawdę super jest pójść do knajpy, gdzie czerpią wzorce z innych krajów. Chodzi jednak o prawdziwie włoską czy meksykańską restaurację, a nie amerykańską podającą włoskie czy meksykańskie dania. San Diego ma szczęście do ogromnej liczby rewelacyjnych knajp, gdzie nie sposób kulinarnie zbłądzić. Mówimy tu zarówno o miejscach tanich, jak i tych droższych. Jak jeść to tam!
Fish tacos
Absolutnie przepyszne fish tacos jedliśmy przy Mission Beach w Sandbar Sportsbar & Grill. Sławny sos guacamole w tym wydaniu jest godny swej sławy i w niczym nie przypomina tego, co do tej pory jadaliśmy w warszawskich knajpach. Będąc w San Diego można bardzo szybko przekonać się do meksykańskiej kuchni. Świetne burrito podają w Nico’s Mexican Food, malutkim przybytku pośrodku niczego, ale warto się tam wybrać by wszamać obiad za $8. Jako fani Włoch i wszystkiego co włoskie, byliśmy w szoku, kiedy w Buon Apetito, podali nam pastę tej samej jakości, co w naszych zaufanych knajpkach w Rzymie. Na owoce morza udaliśmy za to do Ironside Fish & Oyster, gdzie wszystkie wodne stworzenia, która trafiają na Twój talerz, są łowione tego samego dnia. Domi zamówiła lobster roll, który był absolutnie fenomenalny. Ja męczyłem się za to z krabem, a jeśli mam być szczery to pieprzyłem się z nim dobre 1,5 godziny, a mimo to wyszedłem z restauracji wzbogacony kulturowo 😉 Podsumowując: jeśli rzucisz kamieniem w San Diego to trafisz w szybę naprawdę dobrej knajpy.
Plaże – Coronado, Ocean & Mission Beach
San Diego ma do zaoferowania prawdziwy wachlarz plaż. Mimo, że wspomnieliśmy na wstępie, że widzieliśmy już w życiu ładniejsze, to nie sposób im odmówić uroku. W tym konkursie może być tylko jeden zwycięzca – Coronado Beach jest ogromna, przestronna, zadbana i dodatkowo ma w sobie klimat plaży dzikiej, oddalonej od cywilizacji, będącej gdzieś na uboczu. To poniekąd jest prawda, gdyż Mission Beach przewyższa ją tylko pod jednym względem – infrastruktury wokół. Jeśli chcecie dobrze zjeść, pójść do wesołego miasteczka z rodziną albo porobić coś innego niż wygrzewać się na plaży to Mission jest Waszym celem. Na Coronado bez środka transportu możecie czuć się uziemieni, ale widoki to rekompensują.
Ocean Beach ocenilibyśmy za to najniższej, gdyż wydawała się nam zupełnie niespecjalna. O dziwo filmik nagrany na niej pokazuje ją w zupełnie innym świetle, co pewnie jest zasługą przechodzących akurat surferów. Wniosek jest tylko jeden – GoPro nie można wierzyć.
Mission Beach – zaskakująco wąska
Widoki – tylko z Sunset Cliffs Natural Park
Zdecydowanie najlepszym punktem wyjazdu (oprócz jedzenia) były klify. Widok na Pacyfik przy zachodzącym słońcu i otwartej butelce prosecco to prawdziwie niezapomniane chwile. Wokół nas ogromna przestrzeń, inni ludzie oddaleni o dobry kilometr, klimatyczna muzyka z telefonu i jesteśmy królami życia. To był ten moment w trakcie kalifornijskim wakacji, kiedy oboje wyłączyliśmy myślenie w tym samym czasie.
Ski Beach Park, Balboa Park, Little Italy
Ski Beach Park leży na wąziutkim przesmyku lądu otoczonym wodą i jest dobrym miejscem na wciśnięcie pauzy i napicia się piwa. Zadbany, zielony i czysty. Kiedy tam przyjechaliśmy sporo rodzin i grup znajomych rozstawiało grille i urządzało sobie piknik. My oczywiście byliśmy już najedzeni, ale chill w tym miejscu był rewelacyjny. W przeciwieństwie do… Balbao Park.
Ok. Musimy przyznać, że mieliśmy duże oczekiwania czytając porównania Balboa Park do Central Parku. Porównania te okazały się jednak nieuprawnione. Nie przeczymy, że duży park w środku miasta to duży plus dla mieszkańców, ale jest to miejsce słabo zagospodarowane. Po wejściu do parku widzieliśmy muszlę koncertową, japońskich ogród (a raczej wejście, bo płatny), dolinę (raczej dolinkę…) z palmami, dwa kościoły i… tyle! Koniec. Na pewno da się tam odpocząć i odciąć od zgiełku miasta, ale „drugi Central Park”?! To jak powiedzieć o Warszawie, że to drugi Nowy Jork, bo przecież są wysokie budynki.
Niedaleko Downtown mieści się urokliwa dzielnica Little Italy, wypełniona świetnymi knajpami. Wszyscy restauratorzy się znają, goście oprócz turystów to stali klienci, muzyka przywodzi na myśl wąskie uliczki, a widok na ocean sprawia, że przenosisz się nad włoskie wybrzeże. Amerykańscy Włosi podkreślają na każdym kroku swoje korzenie, oraz korzenie znanych artystów…
Podsumowanie
San Diego to świetne miejsce na wypoczynek. Multum plaż i restauracji, europejski styl i relatywnie niska liczba bezdomnych jak na Kalifornię. Próżno tu jednak szukać wpadających w oko landmarków czy uroków wielkiego miasta, które oferuje Nowy Jork czy Los Angeles. San Diego to idealna destynacja na weekend, szczególnie jeśli mieszkasz w oddalonym o 3h jazdy pociągiem LA. Na miejscu musisz poruszać się autem, gdyż odległości są znaczne. Oczywiście żałujemy, że nie zdołaliśmy zobaczyć Sea World czy sławnego zoo. Żaden budżet nie jest jednak z gumy, a doba ciągle trwa tylko 24 godziny.
You stay classy San Diego!
Ron Burgundy
Ile to kosztuje
Trzy dni w San Diego dla dwóch osób:
Pociąg – 700 zł (w dwie strony z LA, gdybyśmy zarezerwowali wcześniej zapłacilibyśmy połowę tej kwoty!)
Hotel – 750 zł (dwa noclegi ze śniadaniem)
Uber – 800 zł (9 przejażdżek)
Restauracje – 1400 zł (cztery obiady + lunch)
Nowe Ray-Bany, które musieliśmy kupić, bo Domi zgubiła stare na dworcu – 650 zł (God dammit!)